Ciągła agonia i śmierć Jezusa w łonie Jego Matki

Z pism Sługi Bożej Luizy Piccarrety

Gdy się znajdowałam w tym stanie, poczułam, że jestem poza sobą, wewnątrz bardzo czystego światła. W tym świetle ujrzałam Królową Matkę i Dzieciątko Jezus w Jej dziewiczym łonie. O Boże, w jakim bolesnym stanie znajdowało się moje ukochane Dzieciątko! Jego małe Człowieczeństwo było unieruchomione. Jego stópki i rączki były nieruchome i nie mogły wykonać najmniejszego ruchu. Nie było miejsca ani na otwarcie oczu, ani na swobodne oddychanie. Bezruch był tak wielki, że​​ wydawał się martwy, podczas gdy żył. Pomyślałam sobie: kto wie, jak bardzo cierpi mój Jezus w tym stanie? A jak bardzo cierpi ukochana Mama, widząc Dziecię Jezus w swoim własnym łonie, tak unieruchomione?

Kiedy o tym myślałam, moje małe Dzieciątko, szlochając, powiedziało do mnie: Córko moja, boleści, które znosiłem w dziewiczym łonie mojej Mamy, są nie do zliczenia dla ludzkiego umysłu. Ale czy wiesz, jaka była pierwsza boleść, której doznałem w pierwszej chwili mojego Poczęcia i która trwała przez całe moje życie? Boleść śmierci. Moja Boskość zstąpiła z Nieba w pełni szczęścia, wolna od wszelkiej boleści i wszelkiej śmierci. Kiedy ujrzałem swoje małe Człowieczeństwo podlegające śmierci i cierpieniom z miłości do stworzeń, tak żywo poczułem boleść śmierci, że z czystego bólu naprawdę bym umarł, gdyby moc mojej Boskości nie wsparła Mnie cudem, sprawiając, że odczuwałem boleść śmierci i kontynuację życia.

Tak więc dla Mnie zawsze była to śmierć: czułem śmierć grzechu, śmierć dobra w stworzeniach, a także ich naturalną śmierć. Jaką straszną udręką było dla Mnie całe moje życie! Ja, który zawierałem w sobie życie i byłem całkowitym panem samego życia, musiałem przyjąć boleść śmierci. Czyż nie widzisz, jak moje małe Człowieczeństwo jest unieruchomione i umiera w łonie mojej drogiej Matki? I czy nie czujesz w sobie, jak ciężki i rozdzierający jest ból związany z uczuciem umierania i nieumierania? Córko moja, to jest twoje życie w mojej Woli, które pozwala ci dzielić ciągłą śmierć mojego Człowieczeństwa.

Spędziłam więc prawie cały poranek blisko mojego Jezusa w łonie mojej Mamy i zobaczyłam, że gdy umierał, powracał do życia, aby ponownie oddać się śmierci. Co za boleść widzieć Dzieciątko Jezus w takim stanie!

Potem w nocy rozmyślałam o chwili, w której słodkie Dzieciątko wyszło z łona Matki, aby się pośród nas narodzić. Mój biedny umysł pogrążył się w tak głębokiej i pełnej miłości tajemnicy. A mój słodki Jezus, poruszając się w moim wnętrzu, wyciągnął swoje małe rączki, aby mnie objąć, i powiedział do mnie:

Córko moja, akt moich narodzin był najbardziej uroczystym aktem całego Stworzenia. Niebiosa i ziemia czuły się pogrążone w najgłębszej adoracji na widok mojego małego Człowieczeństwa, które jakby w zamknięciu trzymało moją Boskość. Tak więc w akcie moich narodzin nastąpiło milczenie oraz głęboka adoracja i modlitwa. Moja Mama się modliła i została zachwycona siłą cudu, który od niej wyszedł. Modlił się św. Józef, aniołowie, a całe stworzenie odczuwało odnowioną w sobie siłę miłości mojej twórczej mocy. Wszyscy czuli się uhoronowani i dostąpili prawdziwego zaszczytu, że Ten, który ich stworzył, miał się nimi posłużyć do tego, czego potrzebowało Jego Człowieczeństwo. Słońce poczuło się zaszczycone, że mogło dać swojemu Stwórcy światło i ciepło. Rozpoznało Tego, który je stworzył, swego prawdziwego Pana, świętowało i otoczyło Go czcią, dając mu swoje światło. Ziemia była zaszczycona, kiedy poczuła, jak leżę w żłobie. Poczuła się dotknięta moimi delikatnymi członkami i wiwatowała z radości, ukazując cudowne znaki.

Całe Stworzenie [wszystkie istoty stworzone] widziało pośród siebie swojego prawdziwego Króla i Pana. A ponieważ każdy czuł się zaszczycony, chciał użyczyć Mi swojego urzędu. Woda chciała ugasić moje pragnienie, ptaki swoimi trylami i świergotem pragnęły Mnie zabawić, wiatr chciał Mnie pogłaskać, a powietrze pragnęło Mnie pocałować… Wszyscy chcieli wnieść dla Mnie swój niewinny wkład. Tylko niewdzięczni ludzie, mimo że odczuwali w sobie coś niezwykłego, odczuwali radość i potężną siłę, byli niechętni i tłumiąc wszystko, nie poruszyli się. Mimo że wołałem ich ze łzami, jękiem i szlochem, nie poruszyli się, z wyjątkiem kilku pasterzy. A jednak to dla człowieka przyszedłem na ziemię. Przyszedłem, aby mu się oddać, ocalić go i sprowadzić z powrotem do mojej Ojczyzny Niebieskiej. Wytężałem więc wzrok, aby sprawdzić, czy wychodzi Mi naprzeciw, żeby przyjąć wielki dar mojego boskiego i ludzkiego życia.

Tak więc we Wcieleniu oddałem się władzy stworzenia, jak również oddałem się władzy mojej ukochanej Mamy. Przy narodzeniu dołączył św. Józef, któremu oddałem w darze swoje życie. A ponieważ moje dzieła są wieczne i się nie kończą, owa Boskość, owe Słowo, które zstąpiło z Nieba, nie wycofało się już więcej z ziemi, aby mieć możliwość nieustannego oddawania się wszystkim stworzeniom. Póki żyłem, oddawałem się jawnie. A potem, kilka godzin przed śmiercią, uczyniłem wielki cud i pozostawiłem siebie w Najświętszym Sakramencie, aby ten, kto Mnie zechce, mógł otrzymać wielki dar mojego życia. Nie zwracałem uwagi ani na zniewagi, których by się wobec Mnie dopuścili, ani na odmowę przyjęcia Mnie. Powiedziałem sobie: „Oddałem się, nie chcę się już wycofać. Mogą robić ze Mną, co chcą, ale zawsze będę z nimi i do ich dyspozycji”. (Tom 17, 24 grudnia 1924)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *