Jezus pragnie zakochać duszę w cierpieniu z miłości do Niego i prowadzi ją, by zanurzyła się w bezkresnym morzu Jego Męki

Z pism Sługi Bożej Luizy Piccarrety:

Jezus do Luizy: Moja umiłowana, przeszłe rzeczy były tylko przygotowaniem. Teraz chcę przejść do dzieła. I aby przygotować twoje serce do uczynienia tego, czego od ciebie pragnę (to znaczy, abyś naśladowała moje życie), chcę, abyś zagłębiła się w ogromnym morzu mojej męki. A kiedy dobrze zrozumiesz gorycz moich boleści, miłość, z jaką je znosiłem, oraz kim jestem Ja, który tak wiele wycierpiałem, i kim jesteś ty, nikczemne stworzenie, ach, twoje serce nie ośmieli się oprzeć ciosom i krzyżowi, który przygotowałem jedynie dla twojego dobra. Ale raczej, gdy tylko pomyślisz, że Ja, twój Mistrz, tyle wycierpiałem, twoje boleści będą ci się wydawały cieniem w porównaniu z moimi, cierpienie będzie ci słodkie i nie będziesz mogła żyć bez niego.

Natura drżała na samą myśl o cierpieniu. Prosiłam Go, aby on sam dał mi siłę, ponieważ bez Niego użyłabym Jego własnych darów, aby obrazić Dawcę darów. Oddałam się więc całkowicie medytacji nad męką, a to zrobiło tak wiele dobrego dla mojej duszy, że sądzę, iż całe dobro przyszło do mnie z tego źródła. Mękę Jezusa Chrystusa widziałam jako ogromne morze światła, które swoimi niezliczonymi promieniami raniło mnie całkowicie, to znaczy raniło promieniami cierpliwości, pokory, posłuszeństwa i wielu innych cnót. Widziałam siebie całą otoczoną tym światłem i byłam unicestwiona, widząc siebie tak odmienną od Niego. Te promienie, które mnie zalewały, były dla mnie wieloma napomnieniami. Słyszałam, jak mówiły do mnie: Bóg jest cierpliwy, a ty?… Bóg jest pokorny i uległy nawet swoim własnym wrogom, a ty?… Bóg tak bardzo cierpi z miłości do ciebie, a gdzie jest twoje cierpienie z miłości do Niego?

Czasami On sam opowiadał mi o boleściach, które znosił. Byłam tym tak poruszona, że gorzko płakałam.

Pewnego dnia, gdy pracowałam, rozważałam gorzkie boleści, jakie znosił mój dobry Jezus. Poczułam, że moje serce było tak umęczone bólem, iż brakowało mi tchu. A ponieważ się bałam, chciałam oderwać uwagę i wyszłam na balkon. Spojrzałam na środek ulicy, ale co ujrzałam? Ujrzałam ulicę pełną ludzi, a pośrodku mojego ukochanego Jezusa, z krzyżem na ramionach – jedni ciągnęli Go z jednej strony, a inni z drugiej – był cały zdyszany, z twarzą ociekającą krwią. Podniósł na mnie wzrok i poprosił mnie o pomoc.

Kto mógłby wyrazić ból, który odczuwałam, oraz wrażenie, jakie wywarł na mojej duszy taki opłakany widok? Natychmiast weszłam do środka. Sama nie wiedziałam, gdzie się znajdowałam. Czułam, jak serce mi pęka z bólu, krzyczałam i płakałam. Powiedziałam Mu: Jezu mój, gdybym przynajmniej mogła Ci pomóc! Gdybym mogła Cię uwolnić od tych wściekłych wilków! Ach, chciałabym przynajmniej znieść za ciebie te boleści, aby złagodzić mój ból! Och, moja Dobroci, pozwól mi cierpieć, gdyż nie jest słuszne, żebyś Ty tak bardzo cierpiał, a ja, grzesznica, pozostawała bez cierpienia!

Pamiętam, że od tamtej pory narodziło się we mnie wielkie pragnienie cierpienia, które jeszcze nie ucichło. Pamiętam jeszcze, że po Komunii gorąco błagałam Go, aby pozwolił mi cierpieć. Czasami chciał mnie zadowolić i wydawało mi się, że brał ciernie swojej korony i przekuwał nimi moje serce. Kiedy indziej czułam, jak chwytał moje serce w swoje ręce i ściskał je tak mocno, że czułam, jak tracę przytomność z bólu. […] (Księga Nieba, tom 1)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *